Na początek próba bransoletki w bardzo jasno-pastelowym odcieniu różu. Dziś wiem co było problemem w jej wykonaniu - bardzo leciutkie koraliki, takie trochę odpustowe.
W pełnej okazałości widać wielkie niedoskonałości mojego rękodzieła.
Następnie ćwiczyłam na koralikach, które też kolorystycznie mi odpowiadały - odcienie bursztynu.
Niestety tym razem wadą była widoczna nierówna wielkość jednego rodzaju koralików.
Dalej wzięłam sobie na swój warsztat czeskie koraliki białe i srebrne. Wybór był dobry, bo okazały się równe i szydełkowało mi się już znacznie lepiej.
W tzw. międzyczasie walczyłam z drobnymi koralikami czerwonymi. Wiem, że taką ładną drobnicą to zajmę się mając dużo większą wprawę i skutek będzie na pewno ciekawszy.
Na koniec już sznur koralikowy w słusznym rozmiarze, czytaj długości i najwłaściwszym dla mnie na początek zmagań z tą techniką rozmiarze koralików. Szkoda, że od rozmiaru 4 mm nie zaczęłam na początku. Myślę, że szybciej mogłabym iść ze swymi umiejętnościami do przodu.
Nie jest to praca dobra, ale już zadawalająca.
Najbardziej cieszy mnie, że widzę postępy i efekty mojego uporu. Tym razem upór zaliczam do zalet.
Może Was nie zanudziłam, ale chciałam się trochę wywnętrzyć i pokazać swoje wprawki koralikowe.
Pozdrawiam, obiecując odwiedziny Waszych blogów podczas weekendu.