Pozwolicie, że najpierw się pożalę. Od jakiegoś czasu moją pocztę blogową zasypują wiadomości od anonimowych nadawców w języku angielskim. Pierwsze z nich były z Chin i Korei, kolejne przestałam sprawdzać i czytać. Istny najazd "przyjaznych mi osób". Niestety z przyjaźnią i życzliwością chyba ci Anonimowi mało mają wspólnego. Zauważyłam, że największa inwazja na moją pocztę odbywała się kiedy usiłowałam opublikować komentarz na Waszych blogach. Dziś w ramach działań technicznych na moim blogu, zniknęły wszystkie Wasze komentarze napisane w 2014 r. Bardzo żałuję i przepraszam tych co do mnie pisali, ale stało się i nie wiem jak mogę je odzyskać. Ponadto na jakiś czas wracam do nielubianego przeze mnie i wiele osób komentowania postów za pośrednictwem "udowodnij, że nie jesteś automatem" (brrrr...) i wpisywania hasła. Może to coś da, a jeśli nie, to trochę liczę na podpowiedź od naprawdę życzliwych blogerek.
Dziękuje wszystkim, którzy wytrwale czytali mój wywód i tym którzy spróbują mi pomóc.
A teraz już typowo-pokazuję to co poczyniłam w temacie Walentynki.
Najpierw mała dekoracja na poprawienie humoru.
Kieliszki i lizaka pożyczyłam od mojego syna
(zapewniam Go publicznie, że nie czytałam maleńkich karteczek od Moni).
I moje wykonanie ozdobnych drewnianych pudełek w klimacie serduszkowym.
A na koniec pudełeczko z sercem jesiennym trochę postarzone patyną i bitumem.
Pozdrawiam wszystkich chcących tu zaglądać,
(z wyjątkiem tych Anonimowych, o których rozpisałam się powyżej).
Idę w odwiedziny na Wasze blogi i mam nadzieję,
że przy tzw. okazji nikt nie zaatakuje tym razem mojej poczty.