Po wyszydełkowaniu kilku dyń powiedziałam stop dyniom i co teraz, kiedy zostało sporo pomarańczowego kordonka. Zdecydowałam się spróbować marchewek.
Powstały trzy, bo niby po co mi marchewki? Dorobiłam im koszyczek, a na koniec ubrałam golasa króliczka, który leżakował w szafie od wiosny.
I mam królika Marchewę. Marchewa jest słusznego wzrostu; mierzy bowiem 46 cm.
Tak sobie patrzę teraz na niego i chyba zmienię mu ten lniany kapelutek, bo smutny jakiś mój króliś.
I marcheweczki w zbliżeniu, by pokazać, że są naprawdę szydełkowe:
Nie wygląda smutno tylko łobuzersko ;)
OdpowiedzUsuńHihi można powiedzieć, że tworzenie zaczęłaś od końca :).
OdpowiedzUsuńMarchewki i koszyczek są super. Króliczek też fajniutki :).
Pasuje mu ten kapelusik, bo przecież chroni głowę przed słońcem przy zbiorach marchewek :).
Ekstra wyszło:)
OdpowiedzUsuńkapelutek pomarańczowy :-) PIękny króliś!!!!! Buziaki!
OdpowiedzUsuńNo piękny królik! I koszyczek i marchewki, cudo! Króliczek - ogrodniczek! Nie mogę się napatrzeć, bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńSuper łobuziak! A marchewki i koszyczek obłędny!
OdpowiedzUsuńi królik i marchewki rewelacja, wszyscy są do schrupania, piękności i bardzo ładnie wykonane
OdpowiedzUsuńŚwietny króliś tylko po co ma leżeć do wiosny w szafie, może dorobisz mu strój mikołaja i prezenty będzie nosił w tym koszyczku. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńśliczny :)
OdpowiedzUsuńMarchewa jest zarombisty, ja bym mu zrobiła marchewkowy kapelutek, jak Marchewa, to Marchewa, od " głów, aż po koszyczek " :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Świetny!!
OdpowiedzUsuń