A więc małe wspomnienie ciepłej jesieni:
na początek wrzosik zakupiony na bazarze,
jabłka z ogrodu mojej kuzynki,
i pomidorki koktajlowe o nieziemskim smaku (nigdy wcześniej nie zjadłam takiej ilości),
pomidory "lima" doskonałe na przecierek,
i na koniec dynie fotografowane z jabłkiem, by lepiej pokazać ich wielkość.
Muszę tu wyznać, że zielony gatunek ma ciekawszy smak i kolor w środku bardziej zdecydowany.
I jeszcze słówko wyjaśnienia: napisałam tytuł posta, że "nierobótkowy", ale nie będę nikogo oszukiwać; z tymi dyniami to było dużo zachodu i roboty też:))
Pozdrawiam...
Bardzo spodobało mi się określenie "choroba peselowa":) Będę używać!!! Wierzę,ze z dyniami miałaś wiele roboty...ja jedną obrobiłam i też miałam dość:)! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńśliczne kolorki
OdpowiedzUsuńAlinko piękne zdjęcia i zbiory!!!Uwielbiam pomidory i wcinam je nagminnie! Moje niestety w tym roku dorwała jakaś zaraza i zanim dojrzały już były popsute:/ Dynie super giganty, ależ będzie zupek, kremów, ciast, czy co tam jeszcze dusza zapragnie:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń