29 października 2014

Post nierobótkowy

Dziś wyjrzało  słońce. Aż trudno uwierzyć, że przedarło się przez okropną gęstą mgłę. Dzięki niemu rozrzedziła się moja chandra. Nie wiem czy Wy tak macie, ale mnie pogoda bardzo nastraja. Boję się, że dopada mnie na całego choroba peselowa. Wobec tych miłych promyków słonka poczułam się zobowiązana by pokazać cosik na moim blogu.
A więc małe wspomnienie ciepłej jesieni:


na początek wrzosik zakupiony na bazarze,


jabłka z ogrodu mojej kuzynki,


i pomidorki koktajlowe o nieziemskim smaku (nigdy wcześniej nie zjadłam takiej ilości),


pomidory "lima" doskonałe na przecierek,


i na koniec dynie fotografowane z jabłkiem, by lepiej pokazać ich wielkość.


Muszę tu wyznać, że zielony gatunek ma ciekawszy smak i kolor w środku bardziej zdecydowany.
I jeszcze słówko wyjaśnienia: napisałam tytuł posta, że "nierobótkowy", ale nie będę nikogo oszukiwać; z tymi dyniami to było dużo zachodu i roboty też:))
Pozdrawiam...

3 komentarze:

  1. Bardzo spodobało mi się określenie "choroba peselowa":) Będę używać!!! Wierzę,ze z dyniami miałaś wiele roboty...ja jedną obrobiłam i też miałam dość:)! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Alinko piękne zdjęcia i zbiory!!!Uwielbiam pomidory i wcinam je nagminnie! Moje niestety w tym roku dorwała jakaś zaraza i zanim dojrzały już były popsute:/ Dynie super giganty, ależ będzie zupek, kremów, ciast, czy co tam jeszcze dusza zapragnie:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń